Cześć wszystkim ! :) To na początek kilka spraw organizacyjnych i nie tylko ;) :
1. Chciałabym polecić dwa blogi :
- http://my-vision-fashion.blogspot.com/
- http://immediatelysee.blogspot.com/
2. Uwaga ! Opowiadania mogą zawierać sceny niecenzuralne, więc czytacie na własną odpowiedzialność ^.^.
3.Opowiadania będą pojawiały się we fragmentach, lub w całości (teraz będzie fragment :)).
4. Chodzą mi po głowie dwa pomysły na opowiadania, więc.... życzcie mi powodzenia ^.^.
...i jeszcze jedna sprawa : Monika poprosiła mnie o komedie, ja niestety nie za bardzo potrafię je pisać, jednak bardzo się staram żeby wyszła, na początku może nie być śmieszne, ale potem będzie, więc się nie zniechęcajcie ;).
Przepraszam za błędy i życzę miłego czytania :)
Dwa Światy część 1
Patrzyłam właśnie moim dużymi, intensywnie niebieskimi
oczami, na swoje lustrzane odbicie i nie mogłam się na dziwić, jak w ostatnim
czasie nabrałam kobiecych kształtów. Długie do pasa, falowane, o kolorze
spalonego kasztana włosy, opadały mi kaskadami na moje, małe, lecz kształtne
piersi. Moje duże, intensywnie czerwone usta, który znajdowały się pod moim
małym, zadartym noskiem, ułożyły się w pięknym uśmiechu. Jestem dość wysoka,
mam metr siedemdziesiąt pięć. Niedawno skończyłam dziewiętnaście lat.
Miałam założony na sobie, krótki, fioletowy szlafrok,
obwiązany dookoła cienkim paskiem, który posiadał ten sam kolor. Moim zamiarem
było właśnie go zdjąć, już odwiązywałam pas, już prawie stałam nago… Gdy nagle
do pokoju, przez duże, dębowe drzwi, wparowała moja młodsza, ośmioletnia
siostra, Clara. Była bardzo podobna do mnie, tylko miała krótsze włosy.
Popatrzyła na mnie, tymi swoimi wielkimi oczami, zauważyłam
w nich ten dobrze mi znany błysk… Chciałam szybko zawinąć pasek od szlafroku,
jednak ona była szybsza…. Podbiegła do mnie i skoczyła mi na plecy, łapiąc mnie
za piersi i zaczynając się nimi bawić…. Spaliłam buraka… A tak właściwie, to
kto ją tego nauczył ????!!!
- Karin, czemu masz takie małe piersi ??? – krzyczała
dziewczynka - Ale za to są takie
mięciutkie… - i tak na okrągło. Z każdą sekundą byłam coraz bardziej czerwona.
Próbowałam ją zdjąć z siebie, jednak ta mała się uczepiła, jak rzep.
W końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam :
- Clara złaź !!! – sama się zdziwiłam, że potrafię tak
głośno krzyczeć, na szczęście, nie było moich
rodziców, bo nie byliby zadowoleni… Ba, dostałabym taki ochrzan…
Dziewczynka jednak nie miała zamiaru się mnie posłuchać,
udało mi się ją odczepić dopiero po pięciu minutach. Szybko zawiązałam pasek od
szlafroka i nadal czerwona na twarzy, spojrzałam na Clare, groźnym wzrokiem.
- Musisz to robić za każdym razem ?! A tak właściwie, to kto
cię tego nauczył ?! – zapytałam zła
Jednak, ona jakby nie słyszała tego co powiedziałam, zaczęła
mówić :
- Karin, pobawisz się ze mną ??? Pobawisz ??? Proszę,
proszę, pobaw się ze mną, pobaw !!!
Nie no, ja tu zaraz zwariuję, normalnie… I jak tu nie
stracić zdrowego rozumu, w takim hałasie ? Tęsknie za czasami kiedy, jeszcze
nie umiała mówić i chodzić…. Jakbym to powiedziała przy mamie, a co gorsza przy
tacie, to… W tym momencie przeszły mi ciarki po plecach.
- Idź i poproś ciocię Mary, czy się z tobą pobawi, bo ja
jestem zajęta. – zwróciłam się w stronę siostry.
- Ale ja chcę z tobą…
- Kiedy indziej. Idź już.
- Zawsze tak mówisz… - mruknęła pod nosem Clara, jednak
wiedziała że nie przekona siostry i zrezygnowana wyszła z pokoju.
Usiadłam zrezygnowana na moim łóżeczku i spojrzałam na
zegarek. Dochodziła ósma rano, zwykle wstaję o szóstej…. Dziwne… Postanowiłam
się tym nie martwić i pójść się ubrać. Podeszłam do białej szafy, stojącej obok
mojego łóżka i otworzyłam drzwiczki. Same sukienki. Tak szczerze to nie
przepadałam za nimi, ale nie odważyłabym się tego powiedzieć ojcu. Wszystkie
suknie były za kolano, żadna nie była na ramiączkach, moi rodzice nie
tolerowali innego ubioru, ponieważ „Dziewczyna, to nie chłopak, żeby nosić
spodnie.” i „Dama nie powinna nosić
krótkich sukienek, bo wtedy nie jest damą, tylko ladacznicą.” Wychowano mnie w
domu, o głębokiej wierze chrześcijańskiej i wysokim poziomie kultury. Jestem
starannie wykształcone, zawsze chodziłam do elitarnych szkół. Nie tylko dzięki
pieniądzom rodziców, bo nie ukrywajmy, mają ich dużo, lecz dzięki moim ocenom.
Zgadza się, mam dużo pieniędzy, a właściwie nie ja, tylko moi rodzice. Jednak
nie jestem chciwa i samolubna, jak mogłoby się wydawać, lecz pokorna i skromna.
Wzięłam z szafy białą sukienkę, o prostym kroju, przepasaną
cienkim, brązowym paskiem. Szybko się ubrałam i poszłam do kuchni, zjeść
śniadanie. Po drodze spotkałam ciocię Mary, która opiekowała się nami, podczas
nie obecności rodziców.
- Dzień dobry, ciociu. – przywitałam się grzecznie, tak jak
na damę przystało.
- Dzień dobry.
Weszłam do obszernej kuchni, w której znajdował się blat,
koło niego lodówka, naprzeciw niej, stoi stół, obok niego, piekarnik i
umywalka. Ściany pomalowane na jasnożółty kolor, a na podłodze, położone są
brązowe panele.
Wzięłam jabłko i ugryzłam niewielki jego kęs, potem jeszcze
kilka, większych i po chwili wyrzuciłam ogryzek. Podeszłam do szafki i wzięłam
butelkę wody i upiłam kilka łyków, po czym z powrotem schowałam ją do lodówki.
Do godziny drugiej
po południu, sprzątałam pokój. Później zeszłam po schodach na obiad. Usiadłam
przy dużym, czteroosobowym stole, który był pięknie nakryty i widniały na nim
również, egzotyczne dania. Z jednej
strony ja i Clara, z drugiej, mama i tata. Rzadko rozmawialiśmy ze sobą, a
właściwie prawie nigdy. Przed jedzeniem i po jedzeniu, zawsze odmawialiśmy modlitwę.
- Bądź pochwalony, Panie Boże nasz, za te dary, które z Twej
dobroci spożywać mamy. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Po skończonej modlitwie, wzięliśmy się do jedzenia. W pewnym
momencie, ojciec przemówił :
- Karin, chcieliśmy ci z mamą oświadczyć, że zapisaliśmy cię
do najlepszej szkoły w kraju z internatem, do Szkoły Bożego Miłosierdzia.
Spakuj się po obiedzie, bo jutro z samego rana zawiezie cię tam szofer.
Nie byłam zdziwiona tym, że nie zapytali mnie o zdanie,
często tak robili.
- Dobrze. – zgodziłam się.
Reszta posiłku minęła w ciszy. Jak zjedliśmy już, wstaliśmy
i znowu odmówiliśmy modlitwę.
-- Chwalimy Cię Panie i dziękujemy za ten posiłek, dar
Twojej dobroci. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Odeszłam do swojego pokoju i wyjęłam z szafy, dużą,
turkusową walizkę. Spakowałam głównie sukienki, swetry, płaszcze, buty i takie
tam, duperele. Dochodziła godzina szósta wieczorem, zeszłam zrobić sobie
kolację, aby móc ją potem zjeść. Wzięłam kanapkę i położyłam na niej ser,
szynkę i pomidor. Zjadłam ją dosyć szybko i poszłam umyć ręce. Gdy wykonałam
już tą czynność, podeszłam po piżamkę i pomaszerowałam do łazienki. Wykonałam
wszystkie wieczorne czynności i poszłam do łóżka, na stoliku nocnym, leżała
moja ukochana książka „Bogini Oceanu”. Usiadłam wygodnie i zaczęłam ją czytać.
Nawet nie zauważyłam, kiedy doszła godzina jedenasta wieczorem. Postanowiłam
pójść spać. Od razu odleciałam, w objęcia Morfeusza.
Złośliwe promyki słońca, wdzierały się przez beżowe zasłony,
wiszące na oknie w moim pokoju, próbując wyrwać mnie, z tak błogiego snu, w
którym obecnie przebywałam. Wierciłam się przez chwilę z boku, na bok, próbując
ponownie zasnąć, jednak nie udało mi się to. Podniosłam się do pozycji
siedzącej i jeszcze zaspanymi oczami, spojrzałam na zegarek. Okazało się, że
jest kwadrans po szóstej. Powoli wstałam z łóżka, wzięłam błękitną sukienkę, za
kolana, z falbanką i powędrowałam do łazienki, szybko się umyłam i ubrałam.
Poszłam zjeść śniadanie. Około ósmej rano, przyszedł, wysoki, siwowłosy,
mężczyzna w garniturze. To był nasz szofer.
- Witam panienkę, czy jest panienka już gotowa ?
- Tak, możemy już jechać. – podałam mu walizkę. Wyszliśmy z
domu, przed nim czekała już na nas, długa, czarna limuzyna. Wyglądała na drogą.
Nie śpiesząc się, wsiadłam do niej. Ponieważ szkoła znajdowała się na drugim
końcu kraju, czekała nas długa droga. Patrzyłam na widoki za oknem i
zastanawiałam się, jak tam będzie. Droga mi się niemiłosiernie dłużyła.
Dojechaliśmy około piątej po południu. Szofer zatrzymał się przed, dużym,
zadbanym, białym budynkiem. Naokoło niego, był ogród. Rosło w nim dużo drzew
owocowych, to miejsce było bardzo kolorowe. Weszłam z bagażem do budynku, na
pierwszy rzut oka, wydawał się strasznie
ekskluzywny.
Zaczepiłam pierwszą z brzegu uczennicy i zapytałam się :
- Przepraszam, gdzie można
znaleźć gabinet dyrektora ?
- Idź do końca korytarza,
pierwsze drzwi na lewo.
Zrobiłam tak jak powiedziała.
Po chwili byłam na miejscu. Zapukałam w brązowe drzwi, czekając na jakiś odzew.
Po chwili usłyszałam głośne:
- Proszę !
Otworzyłam drzwi i szybko
znalazłam się w niewielkim pomieszczeniu,
który był urządzony w sposób minimalistyczny, były tu tylko
najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak : biurko, szafa, krzesło. Stałam właśnie
przed dosyć niską, pulchną kobietą. Przywitałam się grzecznie :
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, Karin Lorence,
tak ?
- Tak. – potwierdziłam.
- Bardzo mi przykro, - w tym
momencie na chwilę przerwała i westchnęła – ale niestety nie możemy cię
przyjąć, z powodu braku miejsc w akademiku.
Stałam tam jak wryta, nie mogłam w to uwierzyć.
- Bardzo przepraszam. –
powtórzyła kobieta.
Ledwo zdołałam wydukać,
do widzenia i wyszłam z gabinetu. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, jak można być
tak nie odpowiedzialnym ???
Szłam chodnikiem, nie
zwracając na nic uwagi. Nie mogę przecież teraz wrócić do domu, jakby na tą
informację zareagowali moi rodzice ? Wolę nawet nie myśleć. Moje rozmyślania
przerwał, nagły i bolesny upadek na ziemię.
- Przepraszam. –
powiedzieliśmy jednocześnie z drugą stroną.
Spojrzałam w górę, okazało
się, że zderzyłam się z jakimś chłopakiem. Podniósł się szybko i podał mi rękę,
chętnie przyjęłam pomoc i podałam mu swoją.
- Przepraszam, raz jeszcze. Zamyśliłam
się. – powiedziałam. Dopiero teraz zdołałam mu się dokładniej przyjrzeć,
mierzył około sto osiemdziesiąt centymetrów. Miał niebieskie oczy, czarne
włosy, z grzywką na bok. Ubrany był w czarne dżinsy i niedbale założoną, białą
koszulę.
- Nie, to moja wina. To ja
przepraszam. A tak w ogóle to jestem Match.
- Ja jestem Karin.
- Karin… Piękne imię. –
uśmiechnął się zniewalająco – Chodzisz tu do akademika ? – wskazał budynek za
nami.
W sumie i tak go pewnie
więcej nie zobaczę…
- Tak. – skłamałam (będę
musiała się potem wyspowiadać). – A ty gdzie chodzisz do szkoły ?
- Tam, - wskazał budynek
przed nami – to jest internat dla mężczyzn.
W każdym razie, miło było mi cię poznać. Niestety, muszę już iść. Do
zobaczenia.
- Do zobaczenia. – pożegnałam
się. Patrzyłam przez chwilę, jak chłopak odchodzi. Następnie postanowiłam
poszukać jakiejś ławki, na której mogłabym usiąść. Nie musiałam daleko szukać, bo
po chwili już siedziałam. Zastanawiałam się, co mam teraz zrobić ? No bo
przecież nie wrócę do domu… Mam pomysł, przebiorę się za mężczyznę i zapisze do
tamtego akademiku! Kurczę… ale on jest taki irracjonalny… No, ale chyba nie mam
innego wyjścia… No cóż, raz się żyje. Tylko co ja zrobię z tymi wszystkimi
damskimi ubraniami …? Postanowiłam oddać potrzebującym. No dobra, to jedna
sprawa.
C.D.N. :)